Trzy tygodnie temu przewoziłem półroczną kakadu samolotem i pomyślałem, że podzielę się z Wami wrażeniami z lotu... Jestem ze Szczecina, a moją nową, wymarzoną papugę, musiałem przywieźć z Krakowa. Jazda samochodem byłaby bez sensu po pierwsze ze względu na koszt paliwa przewyższający koszt biletów w obie strony, a po drugie ze względu na czas przejazdu. Połączenie Szczecin-Kraków, jak większość krajowych lotów, obsługuje obecnie EuroLOT. W ich regulaminie jest mowa tylko o przewozie psów, kotów i fretek, dlatego wysłałem maila do biura obsługi klientów, czy mogę w ogóle zabrać ze sobą na pokład papugę. Po kilku godzinach odpisał do mnie sam dyrektor ds. systemów EuroLOT-u, że bez problemu mogę to uczynić w klatce/transporterze z certyfikatem pozwalającym na przewóz zwierzęcia samolotem. Powinienem tylko wykupić wcześniej bilet dla ptaka (50 zł) zgłaszając jego przewóz telefonicznie w biurze obsługi... Nie zastanawiając się zbyt długo, dogadałem wszystkie szczegóły z hodowcą, od którego miałem zamiar odebrać papugę i zadzwoniłem do EuroLOT-u, żeby zarezerwować bilet. Poza kilkoma zabawnymi wymaganiami jakie oznajmiła mi pani z infolinii, nie było większych problemów ze zdobyciem biletu. Najbardziej rozbawiło mnie pytanie, czy papuga posiada tatuaż na uchu :D Wytłumaczyłem grzecznie tej pani, że papugi nie mają uszu, ale za to moja, będzie miała obrączkę z indywidualnym numerem. Po dłuższym zastanowieniu w słuchawce usłyszałem – To ja nie wiem... Powiedziałem, żeby się nie przejmowała i sprzedała mi bilet, a ja już sobie poradzę. Kto by nie wpuścił do samolotu przepięknej kakadu alby?

Do Krakowa poleciałem rano. Żeby nie robić zamieszania, pusty transporter nadałem na bagaż, licząc na to, że nie zginie gdzieś po drodze. Po dwóch godzinach (międzylądowanie w Poznaniu) byłem na Balicach – ponad 750 km od domu. Lekkim popołudniem odebrałem ptaszka od hodowcy, a w tym przypadku bardziej importera i taksówką pojechałem na lotnisko. Miałem jeszcze ponad 3 godziny do odlotu. Postanowiłem się szybciej odprawić i spokojnie czekać z moim przyjacielem na lot. Muszę przyznać, że robiliśmy furorę

Najpierw podeszła do mnie pani z saloniku prasowego i z ogromnym zaciekawieniem wypytywała mnie o Honzę. Plotka o papudze na lotnisku rozeszła się bardzo szybko i co chwilę przychodziły kolejne sprzedawczynie z tutejszych sklepików i podziwiały "pierwszą papugę na Balicach". Niektóre z nich nawet zamykały na chwilę swoje boksy... Pasażerowie oczekujący ze mną na odloty, również nie byli obojętni na transporter z pełzającą w nim białą kurą

Mój nowy towarzysz był bardzo spokojny i cierpliwy, ani razu nawet się nie odzywając, bacznie obserwował przez spore szpary życie na lotnisku, co chwilę wyciągając przez nie dziób, licząc na to, że zmięknę i dam mu kolejne ziarenko słonecznika... Kiedy przyszła moja kolej na odprawę, zostałem poinformowany, że na pokład mogą "wejść" jedynie psy, koty i fretki. Gdybym uległ, pani zaproponowała mi, że mogę zabrać papugę do zimnego i ciemnego luku bagażowego. Na takie przeżycia mojego nowego przyjaciela, na pewno bym nie naraził! Powołałem się na korespondencję mailową, podałem tej miłej pani datę otrzymania odpowiedzi oraz imię i nazwisko osoby, która do mnie odpisała i poprosiłem ją o wyjaśnienie zaistniałej sytuacji. Po kilkunastu minutach wszystko się wyjaśniło i po ustaleniach pomiędzy stewardami a kierownictwem EuroLOT-u, dostałem pełne pozwolenie na wejście z papugą na pokład samolotu. Zostałem nawet przeproszony przez obsługę lotniska za zamieszanie – wszyscy ciągle tłumaczyli się tym, że to pierwsza papuga na Balicach i, że w związku z tym, proszą o wyrozumiałość

Dalsza część podróży również nie obyła się bez niespodzianek i ciekawych doznań... Transporter, w którym przewoziłem Honzę, tak jak reszta bagaży, musiał zostać prześwietlony. Jak powszechnie wiadomo, takie rentgeny są szkodliwe dla żywych organizmów i podczas kontroli, należy wyjąć zwierzaka z klatki, żeby nie został napromieniowany. Jako, że znajomość z moim ptaszkiem trwała dopiero kilka godzin, nie mieliśmy do siebie zbyt dużego zaufania, więc gdy usłyszałem, że mam na chwilę wyjąć go z transportera, trochę się przeraziłem. Strażnik stojący na bramce, powiedział, że musi sprawdzić czy niczego nie ukryłem pod kartonikiem, którym wyłożyłem spód klatki. Wiedziałem, że wyjęcie papugi na zewnątrz, będzie bardzo ryzykowne, dlatego mimo wszystko postarałem się go przekonać, żeby Honza został w środku. Nie było to łatwe, ponieważ celnik był dosyć upartą jednostką. Miałem przy sobie grube, robocze rękawice prosto z castoramy, ale mimo tego bałem się, że Honza może mi się wyrwać, dlatego powiedziałem, że wyjmę go, jak dostanę jakąś dużą szmatę, w którą będę mógł go spokojnie owinąć. Niestety, a właściwie na szczęście, celnik znalazł na zapleczu tylko swoją służbową kurtkę z napisem Służba Celna, która przez swoją sztywność, w ogóle nie nadawała się do bezpiecznego opatulenia ptaka. Trochę mu pomarudziłem, powiedziałem, że łapanie papugi w tak dużej hali, byłoby nie lada wyzwaniem

Tamten spojrzał na wysoki sufit i po krótkim zastanowieniu przyznał mi rację, ale zaznaczył, że on nie może sobie odpuścić kontroli bez zgody szefa. Jego przełożony pojawił się po chwili i powiedział, że zajrzy pod karton bez wyciągania papugi z klatki. Otworzyliśmy drzwiczki, Honza od razu podniósł czuba i cofnął się na tył transportera. Kiedy celnik włożył do środka rękę i powoli uniósł kartonik, mój towarzysz użył swojej najsilniejszej broni – głosu

Wydał z siebie tak przeraźliwy wrzask, że nawet ja się przestraszyłem. Tamci od razu po tym zakończyli kontrolę i puścili nas dalej

Kilkadziesiąt minut później byliśmy już w samolocie. Pasażerów było tylko kilkunastu, dlatego bez problemu mogłem położyć transporter na sąsiednim fotelu. Zostałem tylko poproszony przez stewardesę, abym przypiął go pasami. To, że wszyscy pasażerowi przyszli przywitać się z Honzą to nic. Przyszedł nawet sam kapitan! :D Jeżeli chodzi o papugę, to lot zniosła wzorowo. 20 minut po starcie, Honza nawet na chwilę zasnął... Podczas międzylądowania w Poznaniu, wszyscy, którzy wysiadali, specjalnie szli do nas na tył samolotu, żeby się pożegnać. W czasie lotu, również nie obyło się bez kilku pielgrzymek

Po pięciu godzinach od wyjścia od hodowcy w Krakowie, byłem w domu w Szczecinie, a Honza siedział w swojej nowej klatce...
Myślę, że taki rodzaj transportu papugi, jak najbardziej zdał egzamin i jest to na pewno dobre rozwiązanie dla tych, którzy muszą udać się kilkaset kilometrów po swojego wymarzonego ptaszka. Trochę obawiałem się jak Honza zniesie lot, ale w końcu to ptak i latanie za pomocą metalowych skrzydeł zniósł zdecydowanie lepiej ode mnie. Już następnego dnia rano jadł z ręki, dlatego nie sądzę, żeby podróż odbiła się jakoś negatywnie na jego psychice...
Chciałem krótko, a wyszło jak zawsze

Mam nadzieję, że komuś przydadzą się moje doświadczenia w transporcie lotniczym. W razie jakiś pytań, chętnie służę pomocą
Piotr