uratowana jaskółka
: ndz sie 15, 2010 11:01
Wczoraj około 16h szłam z dziećmi na spacer i zauważyłam w remontowanym sklepie jaskółkę w oknie wystawowym. Jej położenie było nieciekawe bo była uwięziona między szybą wystawową w którą świeciło ostre słońce a dyktą zasłaniającą wnętrze pomieszczenia. Ptaszek miał dla siebie jakieś 4cm między szybą a dyktą. Bezskutecznie próbowałam się dodzwonić do kogoś w tej kamienicy domofonem, nic. Sieć sklepów do której należał remontowany sklep już pozamykana bo to przecież było sobotnie popołudnie. Więc nie miałam jak znaleźć informacji na temat kto ma klucze o d pomieszczenia z jaskółką. Wieczorem postanowiłam ponownie zaatakować domofon. I znów nic. Zapytałam panią wywieszoną przez okno w budynku naprzeciwko, czy tam na górze w ogóle ktoś mieszka. Okazało się że pani jest z tych wszystko wiedzących.
Dowiedziałam się że budynek jest niezamieszkany, że właściciel mieszka w Żaganiu, i co najważniejsze, że ostatnią osobą która była tam robić remont był niesamowity pan hydraulik Ślachetka. Oczywiście wiedziała, gdzie pan mieszka (chwała jej za to) Do starszego pana dotarłam o 21:20. Pan wysłuchawszy o co mi chodzi rozłożył ręce i powiedział, ze kluczy już nie ma. Zadzwonił do kierownika budowy który również nie miał kluczy ale za to miał tel do elektryka który dostał klucze od remontowanych pomieszczeń.
Zadzwoniliśmy i odebrał burkliwy pan który stwierdził, że kluczy nie ma bo są w samochodzie syna 6km od Jarocina a syn jest w Poznaniu. Z resztą jest późno i on idzie spać.
Pan hydraulik radził mi (tak jak i moje dzieci) wybić szybę capnąć ptaszka i uciekać. Jednak to ponad moje siły.
Poszłam na policję, tam panowie pomyśleli i kazali mi dzwonić po straż pożarną, która stwierdziła, że musi się skonsultować z policją. W końcu pod sklep podjechał wielki samochód strażacki z 4osobową ekipą radiowóz z 2 policjantami i na koniec samochód z agencji ochrony chroniącej budynek z 2 ochroniarzami. I wszyscy zaaferowani jaskółką. Strażacy chcieli wyważać drzwi, ale prawda jest taka że były by problemy po wejściu na teren prywatnej posesji bez zgody właściciela jeszcze uszkadzając budynek. Nie dało się tam jakoś wejść bez demolki. W końcu podziękowałam panom (śmiali się że przyjechało ich tylu jakby na oknie wystawowym siedział niedźwiedź a je maleńka jaskółka) Pojechałam ponownie z panami ochroniarzami do pana Ślachetki wzięliśmy nr tel do pana zrzędzącego. Pozostało mi się modlić i żeby jaskółka przeżyła do rana. Z samego rana jak tylko ubrałam dzieci pobiegłam sprawdzić czy maleństwo żyje. Żyła!!!!! Zaraz złapałam za tel i dzwoniłam do pana Jana. Pan zrzędził narzekał, ale w końcu jak mu powiedziałam że jaskółka nie przeżyje do poniedziałku powiedział, że pojedzie do Witaszyc po te klucze. Jakieś 30 min później podjechał z jednym z synów pod sklep i pomógł mi uwolnić ptaszka, który był już bardzo słaby. Jak się okazało siedział tam od piątku dziś mamy niedzielę. Zabrałam jaskółkę do domu napoiłam i nakarmiłam strzykawką, z czym n szczęście nie było problemu. Myślę ze po południu jak się wzmocni wypuszczę ją do jej koleżanek latających jeszcze za oknem.
Dowiedziałam się że budynek jest niezamieszkany, że właściciel mieszka w Żaganiu, i co najważniejsze, że ostatnią osobą która była tam robić remont był niesamowity pan hydraulik Ślachetka. Oczywiście wiedziała, gdzie pan mieszka (chwała jej za to) Do starszego pana dotarłam o 21:20. Pan wysłuchawszy o co mi chodzi rozłożył ręce i powiedział, ze kluczy już nie ma. Zadzwonił do kierownika budowy który również nie miał kluczy ale za to miał tel do elektryka który dostał klucze od remontowanych pomieszczeń.
Zadzwoniliśmy i odebrał burkliwy pan który stwierdził, że kluczy nie ma bo są w samochodzie syna 6km od Jarocina a syn jest w Poznaniu. Z resztą jest późno i on idzie spać.
Pan hydraulik radził mi (tak jak i moje dzieci) wybić szybę capnąć ptaszka i uciekać. Jednak to ponad moje siły.
Poszłam na policję, tam panowie pomyśleli i kazali mi dzwonić po straż pożarną, która stwierdziła, że musi się skonsultować z policją. W końcu pod sklep podjechał wielki samochód strażacki z 4osobową ekipą radiowóz z 2 policjantami i na koniec samochód z agencji ochrony chroniącej budynek z 2 ochroniarzami. I wszyscy zaaferowani jaskółką. Strażacy chcieli wyważać drzwi, ale prawda jest taka że były by problemy po wejściu na teren prywatnej posesji bez zgody właściciela jeszcze uszkadzając budynek. Nie dało się tam jakoś wejść bez demolki. W końcu podziękowałam panom (śmiali się że przyjechało ich tylu jakby na oknie wystawowym siedział niedźwiedź a je maleńka jaskółka) Pojechałam ponownie z panami ochroniarzami do pana Ślachetki wzięliśmy nr tel do pana zrzędzącego. Pozostało mi się modlić i żeby jaskółka przeżyła do rana. Z samego rana jak tylko ubrałam dzieci pobiegłam sprawdzić czy maleństwo żyje. Żyła!!!!! Zaraz złapałam za tel i dzwoniłam do pana Jana. Pan zrzędził narzekał, ale w końcu jak mu powiedziałam że jaskółka nie przeżyje do poniedziałku powiedział, że pojedzie do Witaszyc po te klucze. Jakieś 30 min później podjechał z jednym z synów pod sklep i pomógł mi uwolnić ptaszka, który był już bardzo słaby. Jak się okazało siedział tam od piątku dziś mamy niedzielę. Zabrałam jaskółkę do domu napoiłam i nakarmiłam strzykawką, z czym n szczęście nie było problemu. Myślę ze po południu jak się wzmocni wypuszczę ją do jej koleżanek latających jeszcze za oknem.