Moja para nimf latem przystąpiła do lęgów, na 5 jajek wykluły się 4 młode. Samiec poza tym ze zapłodnił samice nic nie robił, nie wysiadywał jajek, nie karmił młodych w budce, totalny brak zainteresowania. Dopiero po wyjściu młodych z budki to on się nimi zajmował. W miedzy czasie para znowu kopulowała, nim wyszło ostatnie młode z pierwszego lęgu samica znowu siedziała na jajach. Samiec podobnie jak za pierwszym razem, nie poczuwał się do obowiązków rodzicielskich. Młode zaczęły same jeść, więc postanowiłam je odsadzić od rodziców by nabrali trochę oddechu przed kolejnymi maluchami. I tu powstał pierwszy problem, samica zeszła z jajek po zabraniu poprzedniego lęgu - jak myślicie, przez to, że zabrałam młode?? No ale nic, złość na sama siebie minęła, a nimfy po jakimś czasie postanowiły znowu mieć młode. Wszystko było jak dwa poprzednie razy, z tą różnica, że samiec (tak myślę) zadziobał wszystkie młode

Samica siedziała z nimi, słychać było jak je karmi, wszystko było w porządku, aż któregoś ranka zauważyłam dwa najmłodsze młode zmasakrowane i wyrzucone z budki, reszta maluchów też zadziobana w budce - właśnie miałam je obrączkować...
Skąd nagle takie zachowanie?
Może już mu się dłużyło za samicą, która ciągle przesiadywała w budce?
A może znowu chciał spółkować, a młode były przeszkoda??
Pytanie, czy pozwolić im na legi w przyszłym roku?? A może po złożeniu jaj przez samice, samca odsadzić w końcu i tak je sama wychowała młode.
Co sądzicie??