Strona 1 z 1

NIMFY I FALISTE W JEDNEJ KLATCE

: sob mar 09, 2019 14:52
autor: JulieBlue3
Dzień dobry,
tego posta rozpocznę od tego, że posiadam dwie parki: jedną nimf, i jedną falistych. Nimfy mają dużą wolierę pokojową (110x50x60) a faliste dużą klatkę (60x50x50). Moja przygoda z nimi zaczęła się prawie dwa lata temu, gdy kupiłam pierwszą nimfę. Później w moje ręce trafiła papużka falista, kupiłam jej osobną klatkę, ale jakoś tak, może z głupiego przekonania, nigdy moich papug w klatkach nie zamykałam (klatki są zawsze otwarte). Owa papużka bardzo wcześnie umarła (miała wrodzoną chorobę kości), ale bardzo, bardzo się z nią zaprzyjaźniłam - chodziłam z nią nawet na zajęcia, bo mogłam się z nią (bez szelek i smyczy) poruszać po ulicy - nigdy nie uciekał, zawsze siedział mi na ramieniu, czasami wchodził mi pod dekolt i w stanik, jak się czegoś przestraszył, np kogoś w autobusie. W międzyczasie nimfie dokupiłam partnerkę. Po jego śmierci (p. falistej) adoptowałam około dwuletnią papużkę, a następnie kupiłam mu młodziutką koleżankę w zoologicznym. Generalnie papużki czasami w klatkach spędzają nawet kilka godzin, ale zazwyczaj tylko samiczka nimfy i faliste śpią w klatce, a samiec na niej. Samiec falisty próbuje zdominować nimfy, i generalnie faliste spędzają w swojej klatce mało czasu, za to namiętnie włażą do nimfowej woliery, i nie wiem, czy nimfom to odpowiada, że muszą z nimi dzielić przestrzeń. Czy powinnam przymusem je rozdzielić?
Gdy zamknęłam faliste w klatce ze dwa razy, to nimfy przylatywały i siedziały na tej klatce, przez co miałam wrażenie, że im smutno przeze mnie, że zamnkęłam małe papużki w klatce, więc ją otwierałam i znowu wszystkie cztery leciały do woliery.
Studiuję weterynarię, ale nic przydatnego nas nie uczą xD, w każdym razie staram się moich pierzastych "nie męczyć", nie zmuszać do niczego, ale ciężka depresja z którą zmagam się od lat daje o sobie czasami znać, także kilkukrotnie próbowałam się z nimi zaprzyjaźnić nieco "na siłę" - dwukrotnie przycięłam samcowi falistej lotki, mówię do nich, śpiewam im, gwiżdżę, staram się bawić, ale nic nie przynosi skutków. Jestem teraz w takim momencie choroby, że czuję taką "beznadzieję", że nigdy nie nawiążę z tymi czterema krzykaczami żadnej relacji, to wygląda tam, że moim zadaniem jest karmienie ich i po prostu "znoszenie ich" krzyków, nie otrzymując niczego w zamian - a chciałabym przyjaźni, chcę, żeby do mnie przylatywały i na mnie siadały, tak, jak moja druga papużka/pierwsza falista. Czy jest możliwe, żeby jeszcze mnie polubiły?
Nimfy bez strachu wchodzą mi na ręce, ale zaraz odlatują - robią to tylko po to, żeby "odbębnić" i żebym dała im spokój (bo biegam za nimi z wyciągniętą ręką po pokoju, dopóki na nią nie wejdą). Faliste mnie nie lubią/boją się mnie, i łamie mi to serce. Jeśli znasz się na ptakach i ich psychice/behawiorze, to bardzo proszę o jakieś porady