Tak ogólnikowo...
... mam żaczka dopiero od 4 maja tego roku

i nie był ręcznie karmiony,jak 99,9% żako trzymanych w domach,lecz dokarmiany tylko-ale głównie w takim celu,aby na wypadek choroby (odpukać tfu tfu... ) można mu było podać leki łyżeczką.
Pierwsze dni-aklimatyzacja... wyglądały tak,że żaczek siedział sobie w swojej wolierce i uczył się rozmieszczenia żerdek,a ja nie nękałem go specjalnie-na siłę- traktowałem go przez 5 dni jak to mówią "jest,bo jest".
Żonka się dziwiła... dlaczego tak długo oczekiwane marzenie które się w końcu spełniło,nie znalazło u mnie zainteresowania. Hmmm... żaczek obserwował nas,a my jego.
Po 5ciu bezpłodnych dniach

Pepsi zobaczył otwarte drzwiczki od swojej wolierki i po chwili z niej wybył... lata przepięknie jak na jego 5,5 miesiąca życia.
Nie jestem osobą która posiada papugi tak wyuczone,aby przesiadywały całe dnie na ramieniu i dawały buziaczki... bo co ja bym biedny w domu zrobił? Byłbym niewolnikiem.
Jestem wrogiem trzymania tak dużej papugi jak żako na ramieniu,dlatego nie pozwalam mu na to,pomimo jego ogromnej determinacji.
Na początku w ogóle nie przylatywał do mnie... lecz po dwóch tygodniach nie mogłem się od niego wręcz uwolnić
Nauka wchodzenia na rękę-dłoń była śmieszna... bo myślał,że jak mu podkładam paluchy to może sobie je podziobać. Gdy dziobnął... powiedziałem "bleee,bleeee" lecz stanowczym niezadowolonym i grubszym głosem niż normalna moja wymowa.
Chłopak przestał,lecz po chwili walił po paluchach jak najęty... wtedy prócz "bleee" mówiłem mu,że to Pana palce i że mam te 10 paluszków do końca życia... no i zakumał o co mi chodzi po dwóch dniach.
Dodam tylko,że dłoń musi być podsuwana na wysokości mostka ptaka,aby musiał się na nią wspiąć. Jeżeli podajemy ją niżej,ptak traktuje ją jako przekąskę lub zachętę do dziobanio-zabawy.
Dlaczego nie na ramieniu??? W pewnym temacie podałem link do stronki na której jest to pięknie opisane.
Powinniśmy zawczasu unikać niebezpiecznych sytuacji,obserwując ptaka zachowanie w danej chwili... ja spędziłem bardzo dużo czasu na obserwacji wolierowej Aleksandretty Większej-dzikusa... po roku siedział już na laptopie,lecz o głaskaniu mogłem tylko pomarzyć.
Co do głaskania... nic na siłę... Pepsi nie wiedział jeszcze co to znaczy,gdy powiedziałem do niego "pan cię ładnie pogłaska w nagrodę,że jesteś dziś grzeczny" i powoli wyciągnąłem nad jego głowę dłoń i delikatnie pogłaskałem pod włos,po chwili jak pieska po główce.
Zauważyłem,że nie robi to i tamto głaskanie na żaczku żadnego specjalnego wrażenia,więc zaprzestałem tego robić... będzie czas gdy sam przyjdzie aby go pomiziać.
Przy wymianie pojemników z jedzeniem (mieszanka ziaren,owoce i warzywa których nie specjalnie uwielbia,czy granulat) zauważyłem jak się stawia sqrczybyk jeden

... i opierzenie robi mu się takie pulchniutkie,czy syknął z niezadowolenia... zabrałem miskę ze świeżo uszykowanym jedzonkiem i powiedziałem,że jest niegrzeczny odwracając się do niego tyłeczkiem
Po może minucie,odwróciłem się w stronę woliery... patrzał na mnie potulnym spojrzeniem... i powiedziałem znów,że pan da dobre jedzonko... no i udało się

i obyło bez chimerycznych fochów z jego strony.
To tyle... bo nie wiem co by jeszcze napisać? może z czasem uzupełnię coś nie coś
