Ojjjjjj ile ja miałam papużek falistych w życiu.... kto by zliczył :) Fajne ptaszory..... najbardziej zapamiętane przeze mnie to Baśka i Kaśka ( bo były pierwsze - tata zrobił nam niespodziankę i przyniósł do domu ) , Daisy bo przyleciała do nas na balkon i została ( a w domu mieliśmy wtedy samotnego samczyka Kubusia) - potem chcieliśmy ją wymienić na inną samiczkę i zwiała z pudełka na zawsze. GUCIO - oj to był gigant - był nasz własny, z naszych lęgów - mega oswojony i gadał

! Oskar - prześliczny, duży samiec, który podczas lęgów zamieniał się w agresywnego lwa... :) Dyzio - to była pierwsza falista, która pomimo oswojenia wykazywała sporą agresję i rzucał się na rękę przy karmieniu... nie za bardzo go lubiłam - bałam się go.... i on był ostatni za czasów mojego mieszkania w domu rodzinnym. Po wyprowadzce na swoje mieliśmy Ezubka ( uciekł z klatki podczas wietrzenia na balkonie - do dzisiaj nie wiem JAK

, no i ostatnie dwie ( temat z 2017/2018 ) był zielony Tofik i niebieski Julek (na zdjęciu)
Zawsze uważałam, że to najlepsi pupile i najprostsze do oswojenia papugi, dlatego byłam w szoku gdy ani Ezubka, ani Tofika i Julka nie udało nam się oswoić...wydawało mi się to wręcz niemożliwe - wszystkie faliste w moim życiu oswajały się samoistnie.... one chyba też ewoluowały, jak obecne pokolenia dzieci...